"To teraz twój okręt"

Z racji braku pomysłów, oraz radykalnej potrzeby zmiany oryginału, który był dość ... ehhhh jak to dobrze ująć ... słaby, nie ... no dobra, mało ważne, sami rozumiecie o co chodzi! Ta opowieść staje się krótką nowelką, która będzie dostępna dla wszystkich, ewentualnie przy wydawaniu III Wojny, załączy się ją jako dodatek, blah blah blah, takie tam pierdoły. Jak tak patrzę to rzeczywiście będzie krótka ... no nie ważne, wracam do pisania finału, tak dobrze widzicie, finału! A co, taka zmiana! Może i dobra .... a tak btw, ktoś na bloggerze nieźle namieszał z tym nowym układem ... chyba zmienię go zaraz na stary ...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
4 sierpnia 2014. Tomaszów Mazowiecki, Polska.

Obudziłem się z potwornym bólem prawej nogi, niby McCoy coś tam wspominał że może się to zdarzać i to nawet dość często, ale wątpię by wspominał o czymś takim! Spoglądam na telefon, szósta trzydzieści, nie jest źle ... zawsze mogłem wstać nieco później, jeśli ból minie w ciągu następnej godziny, to powinienem zdążyć na zajęcia, a jak nie, to będę miał świetną wymówkę.
Wstaję i zakładam pierwszą lepszą koszulę z szafy, nigdy mi to nie przeszkadzało, a od pewnego czasu zacząłem mieć to w samym środku 4 liter. Będąc mocno zaspanym udaję się do kuchni zrobić sobie śniadanie oraz kawę, bez których to pewnie bym nie przeżył. Wchodząc do pomieszczenia, zauważam dość znajomą figurę obróconą do mnie plecami, włosy stają mi dęba ....
-Aśka?! A co ty tu do jasnej cholery robisz?!
-Nic, ktoś mi powiedział że jak zwykle dałeś się podziurawić i co całkiem nieźle.
-A co cię to tak nagle zaczęło obchodzić?
-Chyba mam prawo popełniać błędy życiowe!
-Błędy my ass
-To ty się spóźniłeś nie ja.
-A ta znowu swoje ...
-Nie znowu, tylko normalnie, nawet nie wiesz przez co ja tam przechodziłam
-A pomyślałaś o mnie?
-Każdego pieprzonego dnia.
-Coś tego nie widzę ... i nie kupuję. Dlaczego mi nie tego wszystkiego nie opowiesz?
-Niby po co, zresztą nie chcę o tym gadać
-No to miło się rozmawiało, wynocha z mojego domu - mówię będąc dość poirytowanym. Pięknie, jeszcze śniadania sobie nie zrobię!
-Nie zapominaj że dzielimy go po połowie - no jeszcze lepiej, zapomniałem o tym testamencie mamy. A niech cię cholera!
-Bardzo dobrze, to se siedź, jadę do roboty i nawet nie próbuj mnie zatrzymywać.
-Odwiozę cię chociaż, przecież widzę ...
-Co?! Kalekę? Spierdalaj mi z tym gadaniem! Może i nie mam połowy sprawnej nogi, ale jak się wkurwię to niezdźierżę i przypieprzę ci kopa w dupsko!
-Chyba że to ja będę szybsza. - odpowiadam wysoko uniesionym środkowym palcem. Świetnie, będzie trzeba coś kupić na mieście. Wracając do swojego pokoju spotykam stojącą w drzwiach do drugiej sypialni, Corspę.
-I co się tak od samego rana drzecie? Dopiero 6:50!
-Wiedziałaś że ona tu jest?
-Przyjechała w nocy, nie chciała cię straszyć.
-Mogłaś mi chociaż kartkę na biurku zostawić, a tak to od rana mam zepsuty humor, a coś czuję że będzie gorzej.
-Tja, wlazłabym w nocy i dostała opierdol że cię budzę. Z dwojga złego już lepsza wczesna pobudka ... hej! Zauważyłeś że ostatnio coś jakby lepiej chodzisz?
-Że niby jak? - z tego wszystkiego nie zauważyłem kiedy zamiast szurać prawą nogą, zacząłem ją lekko zginać, a jednak ta młoda w Stanach miała rację, im cięższa rehabilitacja tym lepszy rezultat - Idę się ubierać, to roboty trzeba ...
-Do jakiej roboty! Na lotnisko do Szalbierza gnaj! O siódmej trzydzieści masz transport do doku kosmicznego.
-Komu mam zawdzięczać tą przyjemność ominięcia wkurwionej Ewki?
-Jim Kirk.
-Zastrzelę kiedyś drania. - mówię zakładając spodnie oraz pas z kaburą, z wetkniętym weń fazerem. Co prawda nie jestem przekonany do tych wynalazków i nadal uwielbiam Colta 1911, to cały mój wojenny arsenał musiałem zdać podpisując papiery o stanie spoczynku.
-I kto cię wtedy będzie krył przy jakiś wyskokach?
-A idź ty - widzę jak się uśmiecha. Wyciągam z torby swój komunikator, biorę leżące na biurku kluczyki od Jeepa, zawiązuję buty i już mam wychodzić, gdy ktoś podaje mi okulary. Zbyt charakterystyczna ręka, bym mógł się pomylić.
-Przestań się litować!
-Czy do jasnej cholery możesz ze mną porozmawiać normalnie?!
-Nie mam czasu, muszę swoje rzeczy pozałatwiać.
-Zawsze uciekałeś od problemów tchórzu.
-Kiedyś bym ci przypieprzył za takie gadanie.
-Bić to się zawsze potrafiłeś, ale nie negocjować.
-Jak chcesz mi znowu robić wykład na ten temat, to dziękuję, ale pierdolę to. A teraz przepraszam, śpieszę się. - wychodząc zatrzaskuję drzwi przed jej nosem. Wsiadam do auta i ruszam, wyjeżdżając z ulicy opieprzam rowerzystę, który zamiast po ścieżce zdecydował się jechać po asfalcie. Typowe w tym mieście, oczywiście kończy się to na wspólnej "wymianie poglądów" i w końcu udaje mi się przekonać gościa żeby zjechał. Na lotnisko dojeżdżam w momencie wyburzenia ostatniego komina. Chodził, chodził i wychodził skurczybyk jeden, wtem jakiś odłamek przelatuje tuż koło mojej głowy rozbijając szybę w samochodzie. Czysty nie fart, komin stał prawie kilometr dalej, no cóż zostawię auto u jego mechaników to zaraz wymienią.
-SABROOOOOOOOOOOO! - krzyczę wjeżdżając do hangaru.
-A kiedy to się przyjeżdża?! Masz trzy minuty spóźnienia!
-Jeden, rowerzysta. Dwa, rozbiliście mi szybę!
-Trzy, jasne, my.
-Odłamek z komina.
-Kurwa, a mówiłem im że 800 metrów strefy bezpieczeństwa przy "ołówku" to o wiele za mało! No nic, wstawimy zanim wrócisz, a teraz gnaj do transportera, bo się jeszcze tam na górze wkurwią.
-No co ty nie powiesz.
-Twoja noga ...
-TAK WIEM! Już przynajmniej trzy osoby to zauważyły. - mówię wchodząc na platformę. Po chwili czuję znajome łaskotanie i znajduję się po drugiej stronie. Sierżancina przy konsoli salutuje jak tylko mnie widzi, cóż warto mieć znajomych nawet we Flocie.
-Spocznij Morris, teraz tutaj urzędujesz?
-Już niedługo, przenoszą mnie.
-Niby gdzie?
-Enterprise, szef drugiej zmiany ochrony.
-Fiuuuuuuuuuuuuu! To ci się przyfarciło.
-Adam, do jasnej cholery! Spóźniłeś się! - przerywa nam pogawędkę Kirk.
-A daj spokój, cały dzień mam do dupy! 6:30, wchodzę do kuchni a tam Aśka.
-Wait co?
-Też się zdziwiłem, potem pojechałem coś zjeść, a na sam koniec odłamek cegły z komina rozbił mi szybę.
-Twoja noga ...
-WIEM! Jak ktoś jeszcze zwróci na to uwagę, to go chyba zastrzelę.
-Może admirał nie zauważy.
-Może ... - z daleka widzę znajomą sylwetkę. -Alex! A ty co tu robisz diable?
-Wyobraź sobie że nie wiem. Dostałem wezwanie to jestem
-Dobra panowie - przerywa nam kapitan - Nie ma czasu, naczelny już się prawdopodobnie piekli.
Wchodzimy do biura admirała, ten natychmiast odwraca się na krześle.
-Nagata?! - wypowiadamy się niemalże jednocześnie.
-Zbyt długo by gadać. Adam jak twoja sprawność fizyczna? - Też dobrał pytanie, jakby nie widział.
-Chujowa ale stabilnie, zresztą i tak lepiej niż mnie widziałeś miesiąc temu.
-I bardzo dobrze, potrzebny mi Enterprise i to natychmiast!
-A co się u licha dzieje - pyta Jim
-Odebraliśmy sygnał S.O.S niecałe 30 lat świetlnych stąd, pochodzi z nieznanego nam regionu.
-No to poślijcie tam Yorktowna! Entek nie jest jeszcze gotów, wciąż brakuje mu uzbrojenia małego kalibru.
-Yorktown oberwał wczoraj od klingońskiej D-7. Wyłączony z akcji do września.
-Fiuuuuuuuuuuuuuuuuu! - wtrącam - Co za idiota nim dowodził? - Alex kopie mnie nieznacznie w nogę.
-Wielkie dzięki, moja wina że mnie podszedł w kamuflażu?
-No niby nie ....
-To się zamknij.
-Panowie! - przerywa nam wymianę argumentów Nagata. - Do kurwy nędzy, nie mam czasu na wasze sprzeczki. Enterprise wyrusza jutro i w dupie mam czy jest gotowy czy nie! Alex będziesz nań artylerzystą ...
-Do diabła Nagata, myślisz że on w coś trafi? - pyta Kirk.
-Spierdalaj! - odszczekuje Hopper.
-CISZA! Ileż razy można powtarzać?! Jak się wkurwię to was wszystkich do poruczników zdegraduję, a wierzcie mi mogę. Jim, pierwszego już znasz, Adam polecisz z nimi, drugiego oficera miałeś zaszczyt spotkać rano.
-Chyba sobie jaja robisz!
-Nic z tych rzeczy, Dostała oficjalny przydział i uwierz mi, nie ode mnie, a co? Coś w tym złego?
-Nagata, oni od pół roku nie są razem - mówi Alex.
-No i co mnie no, rozkazy dostaję z góry, a wychylać się nie mam zamiaru, zresztą pamiętasz jak to się skończyło w 2010.
-Ty dostałeś opierdol od swojego admirała, a ja prawie wyleciałem.
-Wylot jutro o 10:30. Odmaszerować!
-Kutafon pieprzony - rzucam przed wyjściem.
-JA TO KURWA SŁYSZAŁEM! - dochodzi nas głos zza zamykających się drzwi.
-Od czasu kiedy dostał awans zaczęło mu strasznie odbijać.
-No co ty Alex nie powiesz?
-Pogadacie kiedy indziej, Adam mam dla ciebie niespodziankę. - przerywa nam kapitan
-Co? Pewnie Scotty po cichaczu zainstalował małokalibrówki.
-Meh, zupełnie co innego. Masz chwilę? Pokażę ci.
-Spoko i tak lepsze to niż wyjaśnianie nieobecności przed panią admirał, tfu - spluwam.
-I prawidłowo, w sumie to ona by się perfekcyjnie z Nagatą dogadała. - tuż przed wejściem na pokład promu Jim przewraca się o jedną ze skrzyń. - Co to kurwa jest?!
-Nic takiego kapitanie, amunicja do pięciocalówek, Adam, miło cię widzieć na nogach.
-I ciebie również Scotty, co to niby za niespodzianka co?
-Poczekaj aż wejdziesz na pokład, wtedy zobaczysz.
Nasz prom rusza w stronę okrętu, już z daleka widzę jak bardzo zmienił się on po remoncie, cztery miesiące nie poszły na jednak na marne. Nowy układ zasilania fazerów bezpośrednio z obwodów głównego reaktora zwiększył ich moc o około 15%, miało to też swoje wady. W przypadku awarii reaktora i konieczności przejścia na zasilanie awaryjne, byliśmy całkiem bezbronni, dlatego też zaleciłem zainstalowanie najzwyklejszych dział różnego kalibru, zabezpieczając się na wszelki wypadek. Co prawda okręt wyglądał nieco dziwnie z tymi wieżami pozdejmowanymi ze starych pancerników, ale był o wiele skuteczniejszy, gdyż zwykłe osłony nie były w stanie zatrzymać uderzenia pocisków. Dolatując do Enterprise'a podziwiam jego kształt, najpotężniejszy okręt we flocie a niech mnie. Wchodząc na pokład zauważam małą zmianę, mianowicie zainstalowano nową tablicę dedykacyjną. Przypatrując się niej widzę tą "niespodziankę", zamiast Kirka jako dowódcy, widnieje tam moje imię.
-Kiedy do cholery zamierzaliście mi powiedzieć?!
-Oficjalnie mógł to zrobić Nagata, ale udało się nam go przekonać. - widzę już ten błysk w oku Kirka, w końcu musi oddać komuś obcemu swój ukochany okręt. Niech mnie ... gdyby mi ktoś na początku wojny powiedział że kiedyś będę dowodził Entkiem, wyśmiałbym go w kilka sekund, a teraz nie mogę w to uwierzyć, z drugiej strony wiedząc kim będzie mój pierwszy ... sprytnie to japończyk ukrył, mówiąc że to ja niby mam być pierwszym Jima ... no cóż, niech to szlag jasny! A może powinienem z nią jednak pogadać, dać drugą szansę ... pierdolę nie robię!
-Panowie na mnie czas.
-Dopiero co mówiłeś że masz Ewkę w samym środku dupy!
-Ją mam zawsze, ale kogo innego już nie tak bardzo.
-No kurna nareszcie! Doktorek wisi mi kolejkę w następnym porcie.
-To wy się zakładaliście kiedy w końcu z nią pogadam?
-Raczej kiedy wrócicie do siebie, ale dobre i to.
-Osz wy skurczysyny! - wchodzę na platformę transportera.
-Dobra, dobra, teraz się nie ruszaj. - czuję uderzenie promienia i typowe uczucie łaskotania, nie to żebym był do tego przekonany w 100%, ale z drugiej strony nie chce mi się wracać promem. W hangarze na lotnisku czeka już Mikołaj.
-I co, zadowolony?
-Też wiedziałeś?! Poczekaj no ty mały skurkubańcu, będziesz coś chciał ...
-Tak, tak, wiem, zmieniłbyś gatkę wreszcie, bo już przynudzasz!
-Powiedział co wiedział, co z moją szybą w aucie?
-Wymieniona na nową, jak dalej pójdzie to zbankrutujemy przez ciebie.
-A co? Moja wina że twoi nie potrafią jeździć, ewentualnie próbują mnie zabić cegłami?
-Ta jasne, tylko ty nie potrafisz przyznać że połowa wypadków jest spowodowana przez ciebie.
-Spierdalaj! - wskakuję do mojego Jeepa, włączam silnik i ruszam do domu. Zanim zdążę zaparkować widzę Asię zmierzającą w moją stronę, ta to ma wyczucie czasu. Gaszę motor i już mam zbierać swoje rzeczy kiedy ona je podnosi.
-Pomogę ci.
-Przestań, nie jestem jeszcze aż takim kaleką. Kurtkę mogę sobie sam wziąć.
-Bawi cię to? Chcę się jakoś odpłacić za te pół roku. Założyłam że nie będziesz się mną interesował, ale jak się dowiedziałam ...
-No to co?! - odparowuję jak tylko wchodzimy do domu
-Pękło coś we mnie, po za tym widzę że Bones ci jeszcze nie powiedział. Lepiej żebyś usiadł - oj nie podoba mi się to, siadam na parapecie.
-No teraz możesz powiedzieć o co ci chodzi? - widzę jak wyciąga szklanki, które to ostatnio rzadko używałem.
-Napijesz się? - pyta trzymając butelkę whisky.
-Ostatnim czasem rzuciłem, ale skoro proponujesz ...
-Dobrze, bo wątpię żeby to przeszło bez czegoś mocniejszego - podaje mi napełnione do połowy naczynie.
-To o czym chciałaś pogadać?
-Adam ... ja mam raka - z wrażenia wypijam wszystko za jednym razem, zapominając o mocy napoju.
-ŻE JAK?! I po jaką cholerę to cały ten pieprzony czas ukrywałaś?
-Uznałam że masz o wiele więcej własnych problemów i kolejny by ci tylko przeszkadzał ....
-Co ty pieprzysz, czy ty siebie słyszysz? Z tą nogą sobie jakoś poradzę, zresztą i tak mogę już chodzić o własnych siłach. - wzdycham ciężko, przybiło mnie to cholernie. - Jak poważnie jest z tobą?
-Stosunkowo mały guz, ale tak umiejscowiony że  nie ... - widzę pojawiające się stopniowo w jej oczach łzy, przytula się do mnie - przepraszam cię za wszystko, za to że cię zostawiłam, zabrałam małą ...
-Ile ci zostało? - pytam łamiącym się głosem.
-10 do 12 lat życia.
-Zobaczysz dasz radę ponad to.
-Nie wiem ... nie chcę brać chemii, pamiętam przez co przechodziła moja mama. Nie chcę cierpieć, nawet gdyby miało mi to dać te dodatkowe 2 lata.
-Więc sprawimy żeby te ostatnie lata były wyjątkowymi, nawet we flocie.
-Mogę cię o coś prosić?
-Pewnie.
-Nie opłakuj mnie za długo, znajdź sobie kogoś i ułóż sobie życie na nowo.
-Oj Asia, Asia ...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bum! I co wy na to! Nie ona nie umrze ... no dobra, zniknie na około 3 książki, ale cały czas będzie żyła, jak? Wyjaśni się wszystko niebawem, tu już kończę ale start 2 książki już wkrótce, czekajcie na informacje!

Komentarze

Popularne posty